Był to mój pierwszy raz w nowej formule ;) – mającej w założeniu przyciągnąć szerokie rzesze wspinaczy do startów w zawodach spod szyldu PZA. A zatem w eliminacjach było do pokonania naście bulderów. Fajne jest to dla zawodników, którzy przyjechali na imprezę, żeby się przedewszystkim nawspinać i spotkać w doborowym gronie przyjaciół i znajomych...
Wielu z Was zapewne będzie mi miało za złe co powiem, ale proszę o wyrozumiałość. Nie piszę tego przeciwko komuś lub czemuś. Po prostu to moje spostrzeżenie w temacie zmian w organizacji zawodów na które i tak będę wciąż jeździła – niezależnie od tego jak będą wyglądać ;)
Klaudia na trickowym baldzie w finałach Zakobulder Power. Fot. Piotr Drożdż
Otóż dla mnie takowa formuła jest trochę męcząca: za dużo ludzi, tłoku, kolejek do bulderów... Za bardzo mnie to dekoncentruje i rozprasza. Dlatego eliminacje w takiej formule są dla mnie niestety „przykrym obowiązkiem“ aby przedostać się do półfinału i dalej do finału, gdzie rozpoczyna się „prawdziwe“ wspinanie. Kiedy stoi się sam na sam z bulderem, kiedy można spokojnie pomyśleć nad rozwiązaniem problemu - właśnie wtedy czuję, że wspinanie sprawia mi najwięcej satysfakcji, bo dla mnie to nie tylko czysta siła fizyczna, ale również uroda i logika ruchu – które muszę odnaleść.
Niemniej zawody uważam za udane - było naprawdę bardzo dużo wspinania na dobrym poziomie. Buldery były różnorodne i bardzo dobrze ułożone, aczkolwiek jak dla mnie „czasówkowicza-i-okazjonalnego-bulderowca“ trochę przydługawe. Wytrzymałości wystarczało mi na jedną dobrą próbę na każdym bulderze, a na kolejne wstawki siły miałam już duuuużo mniej. Ale jak widać wystarczająco, aby przejść wszystkie trzy rundy i ostatecznie zająć drugą pozycję :)
Mimo iż nie jest to już moja „koronna“ dyscyplina dało się wkręcić w zawody i naprawdę świetnie się bawić. Wywalczone drugie miejsce satysfakcjonuje mnie i motywuje do dalszych przygotowań i startu w kolejnych PP w bulderingu, który już za tydzień w Tarnowie :)
Copyright © 2014 by gorskieblogi